ekologia

Będą zmiany w Euro 7

Normy emisji spalin Euro 7, które mają debiutować w 2025 roku, od samego początku budziły ogromne kontrowersje. Wszystko przez ich niezwykle rygorystyczny kształt. Normy miały znacząco wpłynąć na dopuszczalne emisje spalin i nie tylko. Z tego powodu spotkały się ze zdecydowaną reakcją państw członkowskich UE, a także europejskich koncernów motoryzacyjnych. Wygląda na to, że wysiłki branży nie pójdą na marne. UE Zapowiada zmiany w normie Euro 7.

 

Pierwotny kształt norm Euro 7

W momencie wstępnego ogłoszenia kształtu norm Euro 7 można było widzieć zdecydowaną reakcję branży motoryzacyjnej. Już wtedy wiadomo było, że są to normy, których wprowadzenie w tak rygorystycznym kształcie nie ma większego sensu. Co jednak sprawia, że normy Euro 7 są aż tak niepożądane nie tylko przez producentów, ale też całe państwa?

Zalecenia ekspertów z Grupy Doradczej ds. Standardów Emisji były śmieszne i niepokojące jednocześnie. Postulowali oni ograniczenie emisji tlenków azotu 2-krotnie, lub nawet 60-krotnie. Zmniejszenie emisji tlenku węgla z 1/0,5 g/km do poziomu 0,3/0,1 g/km, a także znaczące obniżenie dopuszczalnej emisji dwutlenku węgla. Obecnie średnia znajduje się na poziomie 95 g/km. Eksperci chcieli jednak obniżyć ją do pułapu zaledwie 30 g/km.

Dodatkowo wydłużeniu miał ulec okres, w którym normy nie mogą być przekroczone. W myśl nowych przepisów auta miałyby zachowywać odpowiednią emisję przez pierwsze 200 tysięcy kilometrów lub 10 lat. Wśród postulatów znajdowała się też całkowite usunięcie tolerancji w trakcie pomiarów testowych.

Na szczęście Unia Europejska szybko zdecydowała się nie podążać za zaleceniami ekspertów. Ograniczenie emisji tlenków azotu będzie dość niewielkie, ale za to poszerzony zostanie zakres elementów, które będą badane. Od teraz w trakcie testów pomiary będą wykonywane również dla pyłów pochodzących z układu hamulcowego, czy opon. Ponadto Unia planowała się zgodzić na to, że okres, w którym auto musi spełniać normy, zostanie wydłużony do 10 lat lub 200 tysięcy kilometrów.

 

Czemu normy emisji spalin Euro 7 spotkały się z tak dużym sprzeciwem?

Główny powód tego, że większość koncernów i spora część Unii Europejskiej nie zgadza się na normy emisji spalin to wpływ na segment małych i kompaktowych samochodów. Wprowadzenie norm Euro 7 nawet w zaproponowanym przez UE kształcie przyczyniłoby się do wzrostu kosztów ich produkcji nawet o 2 tysiące euro. Dodatkowo wymusiłoby to na producentach dalsze prace nad spalinowymi jednostkami napędowymi. Silniki już teraz są bardzo zaawansowane, by emitować jak najmniej spalin, więc każde kolejne prace oznaczają ogromne nakłady finansowe.

Wzrost cen samochodów osobowych mógłby więc wynieść średnio nawet ponad 10 tysięcy złotych. To wymusiłoby zmniejszenie produkcji, przez mniejszy popyt, co skutkowałoby zamknięciami fabryk, czy zwolnieniami. Jest to szczególnie dotkliwe dla państw, gdzie istnieją spore zakłady motoryzacyjne.

Wprowadzenie norm emisji spalin Euro 7 wpłynęłoby też na zyski producentów. Ci oczywiście liczą obecnie na jak najwyższe dochody. Wszystko przez to, że pełna elektryfikacja europejskich gam modelowych to operacja, która wymaga ogromnych nakładów finansowych. Tymczasem Unia Europejska poprzez normy Euro 7 utrudni pełne skupienie się na rozwoju właśnie elektryków.

 

Sukces branży motoryzacyjnej — Euro 7 zostanie złagodzone

Lobbing ze strony branży motoryzacyjnej, a także niektórych państw Unii Europejskiej przyniósł efekty. Przeciwko normom były kraje takie jak Francja, Włochy, Polska, Czechy, Bułgaria, Węgry, Rumunia oraz Słowacja. Z tego powodu Hiszpania zdecydowała się na zaproponowanie kompromisu i mniej rygorystycznych norm. Wyżej wymienione państwa zgodziły się na hiszpańską propozycję.

Dokładny kształt zmian poznamy w najbliższych dniach. Kompromis wciąż nie został oficjalnie przedstawiony Parlamentowi Europejskiemu oraz Komisji Europejskiej. Biorąc pod uwagę naciski tylu członków UE oraz całej branży motoryzacyjnej, przyjęcie go jest raczej kwestią czasu.