Ford ma trudności z samochodami elektrycznymi
Ford to jeden z wielu producentów, który bardzo dużo swoich zasobów skoncentrował na elektryfikacji swojej gamy modelowej. Amerykańskiemu producentowi zależy na dostosowaniu się do regulacji, które niebawem będą obowiązywać w Europie, czy też innych miejscach na świecie. Ford musi jednak zrewidować niektóre ze swoich planów. Na drodze amerykańskiej firmy regularnie pojawiają się bowiem kolejne przeszkody. Teraz jest to porozumienie z amerykańskim związkiem zawodowym United Auto Workers.
Ford w tarapatach
Amerykańska firma w ostatnim czasie regularnie musi zmagać się z różnymi problemami. Obecnie największym zmartwieniem są najprawdopodobniej środki, które trzeba będzie przeznaczyć na podwyżki dla pracowników. To efekt porozumienia z amerykańskim związkiem zawodowym pracowników branży motoryzacyjnej. United Auto Workers udało się wynegocjować zwiększenie płac o 25% dla aż 57 tysięcy pracowników. Podwyżki mają wejść w życie w trakcie kolejnego 4 i pół roku. O ile pod względem finansowym nie jest to zbyt dobra informacja dla koncernu, podwyżka płac była po prostu konieczna. Jest to jedyny sposób na zakończenie strajków, które trwały w niektórych z największych zakładów należących do Forda.
Wedle wyliczeń koncernu, podwyżka płac, która nastąpi w trakcie najbliższych lat, wpłynie na zwiększenie kosztów produkcji o nawet 900 dolarów na każdy samochód. Nie jest to jednak największy finansowy kłopot dla koncernu. Tym są auta elektryczne.
Ogromne straty na elektrykach
Ford szacuje, że na jednym samochodzie elektrycznym stracił średnio 36 tysięcy dolarów. To naprawdę ogromna suma, szczególnie jeśli pod uwagę weźmiemy, że aby wyliczyć pieniądze utracone przez koncern, 36 tysięcy dolarów trzeba pomnożyć przez 36 tysięcy elektryków dostarczonych w trakcie kwartału przez markę. W ten sposób można szybko zauważyć, że samochody elektryczne sprawiły, że koncern Forda jest biedniejszy o ponad miliard dolarów. A to wszystko w zaledwie jeden kwartał.
Klienci nie są zbytnio zainteresowani kupowaniem samochodów elektrycznych. Po okresie bardzo dynamicznego wzrostu ten rok coraz częściej pokazuje, że popyt wyhamowuje, a nawet i zaczyna maleć. Powodów jest wiele. Główny to z reguły cena. Auta elektryczne są znacznie droższe od samochodów spalinowych. Wszystko przez montowane w nich baterie, które odpowiadają za znaczną część masy, a także kosztu produkcji. Dlatego za elektryka czasem trzeba zapłacić nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych więcej niż za podobny samochód spalinowy.
Amerykańscy kierowcy, czyli główny klient Forda nie są też zbytnio zainteresowani elektrykami z racji na swoje preferencje. Samochody elektryczne nie oferują takich doznań dźwiękowych, czy wymagają regularnego ładowania. To dla wielu osób jest wciąż sporym problemem, szczególnie w USA. Na tym rynku królują przecież ogromne pojazdy z silnikami V10, czy nawet V12 pod maską.
Ford wycofuje wszelkie prognozy
Powyżej wspomniane problemy spowodowały, że Ford zdecydował się po prostu wycofać całą swoją całoroczną prognozę. Koncern jest w tak kiepskim stanie, że nie potrafi jasno określić tego, jakie wyniki finansowe osiągnięcie w najbliższym czasie. To samo dotyczy celów sprzedażowych Forda.
Pierwotnie Ford już w tym roku chciał wyprodukować 600 tysięcy aut z takim napędem. W 2026 roku z kolei amerykański koncern liczył na produkcję rzędu nawet 2 milionów samochodów na prąd. Te prognozy i plany musiały jednak zostać wręcz wyrzucone do kosza.
Obecnie samochody elektryczne nie przynoszą zbyt dużych zysków. Wielu producentów po prostu na nich traci, gdyż by zainteresować klienta, trzeba obniżać ceny. Problemy ze sprzedażą elektryków potrafią być tak duże, że dealerzy zaczynają nawet odmawiać ich przyjmowania. Nierzadko zalegają one na placach salonów po wiele tygodni, podczas gdy pozostałe auta znajdują swoich właścicieli bez większych problemów. Dlatego jeśli Ford chce utrzymać swoje plany pełnej elektryfikacji gamy modelowej w ciągu najbliższych kilkunastu lat, koncern musi przygotować się na bardzo trudny okres.