Norwegia walczy z korkami na drogach
Norwegia bez wątpienia jest prawdziwym pionierem w kwestii promowania alternatywnych źródeł energii oraz motoryzacji elektrycznej. To właśnie w tym skandynawskim kraju auta elektryczne stanowią większość rynku nowych pojazdów osobowych, co na skalę światową jest prawdziwym ewenementem. W Norwegii auta elektryczne nie są już niczym dziwnym, ba – są codziennością każdego mieszkańca tego kraju. W związku z tym problemy generowane przez tego typu samochody również są brane pod uwagę, a rząd norweski planuje promować inne sposoby przemieszczania się. Niezależnie bowiem od napędu, trudno jest rozwiązać problem trapiący największe miasta, czyli oczywiście korki.
Norwegia – raj dla fanów aut elektrycznych
Samochody elektryczne to w wielu krajach przedmiot naprawdę głośnych i żywiołowych dyskusji. Wiele osób oraz samych producentów ma wątpliwości, czy tak mocne naciskanie na technologie elektryczne w motoryzacji ma sens, inni zaś z pojazdami na prąd naprawdę się polubiło i zaczęło mocno promować tego typu rozwiązania. Na prawie całym świecie jednak auta w pełni elektryczne stanowią ułamek rynku, w najlepszym wypadku jest to przedział 10-15 procent, lecz kraje mieszczące się w tym przedziale można policzyć na palcach jednak ręki. Na tym tle bardzo mocno wyróżnia się jednak Norwegia, która jest liderem światowej zmiany spojrzenia na samochody elektryczne.
Idealnie ukazują to dane ACEA, czyli Europejskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów, które pokazują statystyki dotyczące sprzedaży aut elektrycznych w poszczególnych krajach – co ważne, z odliczeniem samochodów hybrydowych. Te bowiem są bardzo często dodawane do statystyk opisujących sprzedaż aut zasilanych energią elektryczną, co trochę zakłamuje cały obraz. Tu jednak możemy zobaczyć udział w krajowym rynku aut w pełni elektrycznych, a Norwegia jest w stanie pochwalić się naprawdę imponującym rezultatem.
W 2021 roku bowiem auta elektryczne stanowiły w Norwegii aż 64,5 procenta całego rynku, co oczywiście oznacza, iż w kwestii kategorii auta osobowe klienci w większości wybierali auta na prąd zamiast konwencjonalnych rozwiązań, takich jak silniki benzynowe czy diesla. Jest to prawdziwy ewenement na skalę światową, bowiem w przypadku drugich w tej klasyfikacji Niemiec udział elektryków w rynku wynosi zaledwie 13,6 procenta. Różnica jest więc kolosalna, a Norwegia słusznie może uznawać siebie za światowego lidera w dziedzinie elektromobilności.
Autobus, rower lub nogi zamiast auta – proponuje rząd norweski
Niezależnie jednak, czy będziemy mówić o samochodach spalinowych, hybrydowych czy elektrycznych, problemem spędzającym włodarzom miast sen z powiek są mnożące się korki. To właśnie dlatego polityka dotycząca samochodów elektrycznych w Norwegii ma ulec już za niedługo zmianie. Co jednak chce zrobić norweski rząd, by sytuacja się poprawiła?
Auta elektryczne rozpowszechniły się w Norwegii na tyle, iż już za niedługo może dojść do zamknięcia programu dotacyjnego na auta elektryczne. Ma to przede wszystkim zwiększyć wpływy do budżetu związane ze sprzedażą takich aut. Ma to sens, bowiem Norwedzy tak czy siak częściej wybierają auta na prąd i wydaje się, iż w dłuższej perspektywie dopłaty nie mają już takiego znaczenia. Zaoszczędzone w ten sposób pieniądze mają zaś zostać przeznaczone na rozwój komunikacji miejskiej oraz infrastruktury, która mogłaby skutecznie promować inne formy przemieszczania się, jak chociażby rower.
Zobacz także: Ile jest gwarancji na samochody elektryczne?
Auta elektryczne mogą pomóc w walce z korkami, ale nie rozwiążą problemu
Zdaniem wielu ekspertów, szersza obecność aut elektrycznych w miastach może nieść za sobą naprawdę wiele korzyści w kwestii upłynnienia ruchu. Auto elektryczne bowiem reaguje na naciśnięcie pedału natychmiastowo, a także nie posiada sprzęgła, które mogłoby doprowadzić do zgaszenia silnika. Szybsza reakcja jednego kierowcy poprzedziłaby szybszą reakcję następnego, a to sprawia, iż ruch mógłby być płynniejszy. Walka o odkorkowanie miast z pomocą komunikacji miejskiej wydaje się jednak być walką z wiatrakami, gdyż winny korkom nie jest napęd, a chęć przemieszczania się przez mieszkańców w wygodzie i bez limitów, które wytyczone są przez trasy tramwajów, autobusów czy metra.